I've been lost for at least a month and I'm afraid I won't be back too soon. My sincere apology to all of you somewhere there whom I should contact of whatever reason and especially to those who I owe something. I will catch up with you, I promise.
It's just one of those times in life I naively thought will never come.
If any of you remembers this post and the story how my father started my Native American interests you certainly understand I'm the "daddy's little girl" kind of a daughter. I guess you can imagine my feelings and attachments towards my dad.
My dad has cancer. The prognosis are not good - the fact I have the courage to admit only after a month, yet I still can't cope with it.
It's like a tragic summary to the past twelve months. First one my grandmother was diagnosed with cancer. Then my second grandmother had a stroke. And now my dad.
I know it's pathetic, since I'm 28 years old, independent and married woman, but I'm terrified. I won't be able to cope without him.
And I know what I'm going to say now is a blasphemy to some (including myself). But when I will finally confront myself those Three Spinners, called by some the Norns and the Moirae by others, I'm going to kick their asses.
Zniknęłam od przeszło miesiąca i obawiam się, że raczej szybko nie wrócę. Gorąco przepraszam tych wszystkich z was, z którymi powinnam się skontaktować z jakiegoś powodu, a zwłaszcza tych, którym jestem coś winna. Nadrobię to wszystko, obiecuję.
To po prostu jeden z tych momentów w życiu, o którym naiwnie sądziłam, że nigdy nie nadejdzie.
Jeśli ktoś z was pamięta ten post i historię o tym, jak to mój tata zaraził mnie zainteresowaniem dla wszystkiego co "tubylczo amerykańskie", to z pewnością domyślacie się, że jestem typem dziewczyny "mała córeczka tatusia". Sądzę, że możecie sobie wyobrazić moje uczucia i przywiązanie wobec mojego taty.
Mój tata ma nowotwór. Prognozy nie są dobre - fakt, o którym mam odwagę mówić dopiero po miesiącu, ale wciąż nie mogę sobie z tym poradzić.
To jak jakieś koszmarne podsumowanie ostatnich dwunastu miesięcy. Najpierw jedna moja babcia została zdiagnozowana również na raka. Potem druga babcia miała wylew. I teraz mój tata.
Wiem, że to żałosne. Jestem 28-letnią, samodzielną, zamężną kobietą, a jednak jestem przerażona. Bo nie dam sobie bez niego rady.
I wiem, że to, co teraz powiem, jest (przynajmniej dla niektórych, w tym mnie samej) bluźnierstwem. Ale kiedy w końcu spotkam te Trzy Prządki, przez jednych nazywane Nornami, a przez innych Mojrami, to skopię im tyłki.