The things are bad. We're trying to get over it, trying not to think, not to worry, not to panic. Time will show. Because with the condition of Polish medical care, we can only wait: will the treatment work? will the metastases appear? We hope and struggle for the better by all means. One of them is me getting a second job to cope with the expenses of treatment. Another is my father most probably moving into my place. And that means I'll have to find new loving homes for some of my dolls mostly because of lack of space. It will be hard and I know I can resign only from few of them, mostly common, popular playline dolls, yet it still hurts. But there are things important and things more important. The question of priorities.
And it does not mean I would search and buy new, more dolls. It only means I will be more careful in that, buying only the dolls I really have to own. And it also means I will try to come back here with some doll related stuff. Such a personal therapy for me.
Sprawy stoją źle. Staramy się przez to przejść, nie myśleć, nie zamartwiać się, nie panikować.Czas pokaże, co dalej. Ponieważ niestety, ze stanem polskiej służby zdrowia, możemy teraz jedynie czekać: czy leczenie podziała? czy nie pojawią się przerzuty? Mamy nadzieję i pracujemy na to lepsze ze wszystkich sił i na różne sposoby. Jednym z nich jest znalezienie przeze mnie drugiej pracy, żeby jakoś radzić sobie z kosztami leczenia. Innym jest to, że prawdopodobnie tata się do mnie wprowadzi. A to oznacza, że części moich lalek będę musiała poszukać nowych, kochających domów, głównie z powodu braku miejsca. To będzie trudne i wiem, że zdołam zrezygnować tylko z nielicznych moich panien, w większości tych najzwyklejszych playlinek, ale i tak zaboli. Cóż, są sprawy ważne i ważniejsze. Kwestia priorytetów.
I to nie znaczy, że nie będę wyszukiwać i kupować nowych lalek. To oznacza tylko, że będę z tym ostrożniejsza i będę kupować tylko te lalki, które naprawdę muszę mieć. To także znaczy, że postaram się następnym razem wrócić tu już z postem lalkowym. Taka moja mała, osobista terapia.
Showing posts with label personal. Show all posts
Showing posts with label personal. Show all posts
Wednesday, August 4, 2010
Saturday, July 17, 2010
***
I've been lost for at least a month and I'm afraid I won't be back too soon. My sincere apology to all of you somewhere there whom I should contact of whatever reason and especially to those who I owe something. I will catch up with you, I promise.
It's just one of those times in life I naively thought will never come.
If any of you remembers this post and the story how my father started my Native American interests you certainly understand I'm the "daddy's little girl" kind of a daughter. I guess you can imagine my feelings and attachments towards my dad.
My dad has cancer. The prognosis are not good - the fact I have the courage to admit only after a month, yet I still can't cope with it.
It's like a tragic summary to the past twelve months. First one my grandmother was diagnosed with cancer. Then my second grandmother had a stroke. And now my dad.
I know it's pathetic, since I'm 28 years old, independent and married woman, but I'm terrified. I won't be able to cope without him.
And I know what I'm going to say now is a blasphemy to some (including myself). But when I will finally confront myself those Three Spinners, called by some the Norns and the Moirae by others, I'm going to kick their asses.
Zniknęłam od przeszło miesiąca i obawiam się, że raczej szybko nie wrócę. Gorąco przepraszam tych wszystkich z was, z którymi powinnam się skontaktować z jakiegoś powodu, a zwłaszcza tych, którym jestem coś winna. Nadrobię to wszystko, obiecuję.
To po prostu jeden z tych momentów w życiu, o którym naiwnie sądziłam, że nigdy nie nadejdzie.
Jeśli ktoś z was pamięta ten post i historię o tym, jak to mój tata zaraził mnie zainteresowaniem dla wszystkiego co "tubylczo amerykańskie", to z pewnością domyślacie się, że jestem typem dziewczyny "mała córeczka tatusia". Sądzę, że możecie sobie wyobrazić moje uczucia i przywiązanie wobec mojego taty.
Mój tata ma nowotwór. Prognozy nie są dobre - fakt, o którym mam odwagę mówić dopiero po miesiącu, ale wciąż nie mogę sobie z tym poradzić.
To jak jakieś koszmarne podsumowanie ostatnich dwunastu miesięcy. Najpierw jedna moja babcia została zdiagnozowana również na raka. Potem druga babcia miała wylew. I teraz mój tata.
Wiem, że to żałosne. Jestem 28-letnią, samodzielną, zamężną kobietą, a jednak jestem przerażona. Bo nie dam sobie bez niego rady.
I wiem, że to, co teraz powiem, jest (przynajmniej dla niektórych, w tym mnie samej) bluźnierstwem. Ale kiedy w końcu spotkam te Trzy Prządki, przez jednych nazywane Nornami, a przez innych Mojrami, to skopię im tyłki.
It's just one of those times in life I naively thought will never come.
If any of you remembers this post and the story how my father started my Native American interests you certainly understand I'm the "daddy's little girl" kind of a daughter. I guess you can imagine my feelings and attachments towards my dad.
My dad has cancer. The prognosis are not good - the fact I have the courage to admit only after a month, yet I still can't cope with it.
It's like a tragic summary to the past twelve months. First one my grandmother was diagnosed with cancer. Then my second grandmother had a stroke. And now my dad.
I know it's pathetic, since I'm 28 years old, independent and married woman, but I'm terrified. I won't be able to cope without him.
And I know what I'm going to say now is a blasphemy to some (including myself). But when I will finally confront myself those Three Spinners, called by some the Norns and the Moirae by others, I'm going to kick their asses.
Zniknęłam od przeszło miesiąca i obawiam się, że raczej szybko nie wrócę. Gorąco przepraszam tych wszystkich z was, z którymi powinnam się skontaktować z jakiegoś powodu, a zwłaszcza tych, którym jestem coś winna. Nadrobię to wszystko, obiecuję.
To po prostu jeden z tych momentów w życiu, o którym naiwnie sądziłam, że nigdy nie nadejdzie.
Jeśli ktoś z was pamięta ten post i historię o tym, jak to mój tata zaraził mnie zainteresowaniem dla wszystkiego co "tubylczo amerykańskie", to z pewnością domyślacie się, że jestem typem dziewczyny "mała córeczka tatusia". Sądzę, że możecie sobie wyobrazić moje uczucia i przywiązanie wobec mojego taty.
Mój tata ma nowotwór. Prognozy nie są dobre - fakt, o którym mam odwagę mówić dopiero po miesiącu, ale wciąż nie mogę sobie z tym poradzić.
To jak jakieś koszmarne podsumowanie ostatnich dwunastu miesięcy. Najpierw jedna moja babcia została zdiagnozowana również na raka. Potem druga babcia miała wylew. I teraz mój tata.
Wiem, że to żałosne. Jestem 28-letnią, samodzielną, zamężną kobietą, a jednak jestem przerażona. Bo nie dam sobie bez niego rady.
I wiem, że to, co teraz powiem, jest (przynajmniej dla niektórych, w tym mnie samej) bluźnierstwem. Ale kiedy w końcu spotkam te Trzy Prządki, przez jednych nazywane Nornami, a przez innych Mojrami, to skopię im tyłki.
Subscribe to:
Posts (Atom)