Many collectors, like Barbiecollector here ask themselves a question on which kind of dolls to focus, namely: what theme their collection is / will be / should be. I was wondering about myself and my girls too... And actually, depending on circumstances, I can give three different answers to the question.
- There is no theme in my collection, the dolls are so different, represent various eras, styles, molds, etc. The only thing in common is that I’ve decided to collect Mattel’s dolls only (and Disney’s dolls which Mattel made for them).
- There is one theme and it is very simple: I collect the dolls I like. I buy many and resell some, which don’t catch my feelings. The rest, which do, stay with me and create my collection, not because they belong to a certain playline or collector’s edition etc., but because I like them. And to be honest, that’s the main thing my dolls have in common.
- Yet there are some themes in it. A few, not one. The first and most obvious is my childhood theme – the dolls I had and treasured throughout my childhood, I played with them and cared for them, so (except for one exception) they are in a condition any collector would welcome and praised in a 20+ year old doll. Why are they a theme? Because all of this started from them. Another theme, however interwoven in the first one as well, one might call “ethnic” dolls with no special focus on any certain line or series (guess what, I don’t even own a single doll of the Dolls of the World line yet!), namely all dolls that are not blue-eyed blondes tend to capture my attention at the first sight (plus: I was always interested in Native Americans’ cultures and I m a cultural anthropologist actually^^). Another one is very broad: those are the dolls of the 90s and 80s, with their stunning molds, TnT shapes and wonderful hair. One more theme could be the “retro-styled” dolls in the broadest meaning of the term. It’s here where my three reproductions dolls and my Silkstone doll would fit. One might also call the Fashionistas one more theme (since I have all of them, except for the “Wild” girl), however one must remember it’s just their articulation what I like about them and what prompted me to buy them. If they were regular belly-buttons, I would not even notice them on the shop shelves. And finally the last theme is same as point 2 above – the dolls which I buy and keep just because I like them, because there is something in their body / face / make-up / whatever that interests me and catches my feelings and otherwise they don’t fit any of the previous groups. That is the case of Angie (a.k.a. Generations of Dreams Barbie) or Teenage Tarina (a.k.a. Lola of Hannah Montana) who You’ve already met.
- Moja kolekcja nie ma żadnego motywu przewodniego, lalki w niej są kompletnie różne, reprezentują różne epoki w Mattelowej produkcji, różne style, moldy itd. Jedyne, co mają wspólnego, to pochodzenie z firmy Mattel, bo tylko jej lalki postanowiłam kolekcjonować (oraz te Disneya, które wyprodukowało Mattel).
- Jest jeden motyw przewodni, bardzo prosty: kolekcjonuję lalki, które mi się podobają. Kupuję wiele i odsprzedaję niektóre, takie, które nie zdobędą moich uczuć. Reszta, te, które zdobędą, zostają ze mną i tworzą moją kolekcję nie dlatego, że należą do określonej linii albo edycji kolekcjonerskiej itp., ale dlatego, że je lubię. I, szczerze mówiąc, to główna rzecz, która łączy moje lalki.
- A jednak są w mojej kolekcji pewne motywy przewodnie. Jest ich kilka, nie jeden. Pierwszy i najbardziej oczywisty to moje lalki z dzieciństwa. Te lalki, które były moimi skarbami, gdy byłam mała – bawiłam się nimi i dbałam o nie tak, że (poza jednym wyjątkiem) są w stanie, jakiego życzyłby sobie i jaki ceniłby każdy kolekcjoner u lalki ponad dwudziestoletniej. Dlaczego (choć także każda z nich jest kompletnie różna od pozostałych) stanowią motyw przewodni? Bo od nich wszystko się zaczęło. I mogłabym (w określonych okolicznościach i z pewnym bólem serca, ale jednak) sprzedać każdą lalkę z mojej kolekcji, z wyjątkiem tych ośmiu. Drugim motywem przewodnim, częściowo przeplatającym się z pierwszym, można by nazwać lalki „etniczne”, jednak bez żadnego specjalnego skupiania się na jakiejś określonej linii czy serii (wiecie co, nawet nie mam jeszcze żadnej lalki z serii „Dolls of the Word”!), zwyczajnie wszystkie lalki, które nie są niebieskookimi blondynkami na pierwszy rzut oka zyskują moją uwagę (poza tym zawsze interesowałam się kulturami Tubylczych Amerykanów, no i jestem przecież etnolożką ^^). Kolejny motyw przewodni trudno właściwie takim nazwać, jest bowiem bardzo szeroki: to lalki z lat 90 i 80, z ich cudownymi moldami, ciałkami TnT i wspaniałymi włosami. Jeszcze innym motywem są lalki „w stylu retro”, również w szerokim znaczeniu tego określenia. To w tę kategorię wpasowują się moje trzy reprodukcje oraz moja Silka. Za następny motyw przewodni można by uznać barbie Fashionistas (jako że mam wszystkie, z wyjątkiem „Wild”), należy jednak pamiętać, że jedyną rzeczą, która mi się w nich podoba jest ich artykulacja i to właśnie (i tylko) ona skłoniła mnie do zakupów. Gdyby miały zwyczajne ciałka „belly-button”, to nawet nie zwróciłabym na nie uwagi na sklepowych pułkach. No i wreszcie ostatni motyw przewodni, pokrywający się z punktem 2. powyżej – to lalki, które kupuję i zatrzymuję tylko dlatego, że mi się podobają, że jest coś w ich ciałach / moldach / makijażach, co przykuwa moją uwagę i wywołuje ciepłe uczucia, a lalki te nie pasują do żadnej z omówionych kategorii. To jest na przykład przypadek Angie (znanej światu jako Generations of Dreams Barbie) oraz Nastoletniej Tariny (szerzej znanej jako Lola z Hanny Montany), które już poznaliście.
Funny but it’s actually easier to say, which kinds of dolls will never be a part of my collection.
- Simba, Hasbro, Disney etc. It’s just not That. There is just one Coca-Cola (OK, Pepsi is an exception ^^ ), all the others are just fake. Same applies here, although I do respect feelings and choices of people who collect them and I apologize them for my... hmm... prejudice towards their dolls.
- Momoko, dollfie etc. Just not my style, guys. I have no interest in manga, Japan, etc., and those dolls simply don’t attract me. It’s like... they’re not part of my world, Ya know what I mean?
- My Scene. By the gods, how I hate those dolls. Again, please, no offense those guys who like them and collect them. It’s just my personal feelings. I dislike everything about them. The belly-button bodies, the huge heads, the heavy and style-less make-up, the outfits which would fit a prostitute but not a doll that might be an example for little girls...
- The belly-button dolls (so actually all the playline after 2000). I don’t like their shape and construction especially that after changing the body type, Mattel changed also the heads of dolls (they started to be bigger and bigger, almost like My Scene) and their general quality decreased. It’s especially visible considering the hair – now it’s much shorter and thinner than back in the 90s. The material is also worst and cutting and styling is awful. But the nowadays playline dolls also show less quality when it comes to their bodies. The vinyl is scratchy and it’s not poured out as well as before.
- Simba, Hasbro, Disney, itd. To po prostu nie To. Jest tylko jednaj Coca-Cola (no dobra, Pepsi jest tu wyjątkiem ^^), a wszystkie inne to podróbki. To samo dotyczy lalek, chociaż szanuję uczucia i gusta osób, które je kolekcjonują i przepraszam bardzo za moje… hmm… uprzedzenie wobec ich lalek.
- Momoko, dollfie, itp., To po prostu nie mój styl. Nie interesuję się mangą, Japonią, itd. i te lalki zwyczajnie mnie nie pociągają. To tak jakby… to po prostu nie jest część mojego świata, wiecie, co mam na myśli?
- My Scene. Bogowie, jak ja nie znoszę tych lalek. Znowu, proszę o wybaczenie tych osób, które je lubią i kolekcjonują. To po prostu moje osobiste odczucia. Nie lubię w nich wszystkiego: ciał „belly-button”, ogromnych głów, wyzywającego makijażu, ubrań, które bardziej pasowałyby do prostytutek niż lalek, które mogą być wzorem dla małych dziewczynek…
- Lalki „belly-button” (a więc właściwie cały playline po 2000 roku). Nie podoba mi się ich kształt i konstrukcja ciała, zwłaszcza, że oprócz zmiany samego typu ciała, z czasem Mattel zmienił też ich głowy (zaczęły robić się coraz większe, niemal jak u My Scene) i ich ogólna jakość się pogorszyła. Jest to szczególnie widoczne, jeśli chodzi o włosy – są teraz krótsze i mniej gęste niż w latach 90. Surowiec, z którego są zrobione, też jest gorszy, a ich fryzury i ułożenie jest po prostu tragiczne (nie cierpię tego rozpowszechnionego strzępienia). Ponadto współczesne playline’ki prezentują też niższą jakość wykonania, jeśli chodzi o ciała. Winyl łatwo się zarysowuje, jest byle jaki i często kiepsko odlany.
So, I resell all the dolls of those three (I guess dolls of category 2 will never accidentally pop in my hands ^^) categories when they appear in my house in a parcel with other dolls which I actually wanted. I just think (and hope) they can find another loving home with an interested collector or a caring child whom they can give joy. And it’s not even the money matter, let’s be honest, how much one can claim for a used, ordinary, 3 years old belly-button barbie? Something like 3$ (at least in Poland ^^) is average if not maximum price which at least pays back the cost of “refreshing” them before selling. The matter is, in my house they would finish in the basement with the lot of other unneeded stuff. And dolls should be loved, played with or displayed, but loved, cared for and needed. So, looking for a new house is the one thing I can do for them ;).
And because my dream and much awaited doll from Italy is stall coming and coming and didn’t reach yet, in the end of this too much texted post I want to just show You another doll You will some day meet here closer. One of the „retro” chics – Bowling Champ Barbie.
A ponieważ moja wymarzona i oczekiwana lalka z Włoch jeszcze jedzie i jedzie i wciąż nie dotarła, to na koniec tej przegadanej noty chcę Wam pokazać inną laleczkę, którą któregoś dnia poznacie tu bliżej. Jedna z dziewczyn „retro” – Bowling Champ Barbie.
W pewnych momentach się z tobą zgodzę , nie lubię my scene ich głowy to koszmar lubię barbie z lat 80 i 90tych , lecz bardziej od etnicznych wolę blondynki niewiem czemu , nie lubię też podróbek lecz mam w swojej kolekcji 2 simby w tym jedną swoją ulubioną (o wyglądzie z lat 90tych ) ponieważ kojarzy mi się z dzieciństwem .
ReplyDeleteCóż, moja preferencja bierze się pewnie stąd, że blondynek o błękitnych oczach zawsze było najwięcej, a te inne były dość rzadkie (zwłaszcza za czasów mojego dzieciństwa trudno dostępne) i takie... no właśnie, inne :). No i od małego miałam etnograficzne ciągoty, więc i na lalki się to przekładało. Dziś trudno nawet wyobrazić sobie, jak rozpaczliwie jako dziecko chciałam mieć Niję Western Fun - kruczowłosą lalkę o moldzie "oriental", uważaną za pierwszą Native American, jaką Mattel wypuścił. Czekałam kilkanaście lat na spełnienie tego marzenia, aż w końcu w tym roku się spełniło :).
ReplyDeleteHm... to samo mógłbym napisać o mojej kolekcji ;) 80's i 90's przeważają, trochę kolekcjonerskich, reprodukcje i dwie 70's...
ReplyDeleteCo do punktów dotyczących "nielubianych lalek", także się zgadzam! - My Scene wręcz nie znoszę, zwłaszcza tych głów! Mam jedną Hasbro, ale tylko dlatego, że przypomina Beyonce :p Co do ciała 'B-B', mam takie dwie, ale nie traktuję ich jako kolekcji - leżą w walizie, razem z innych zabawkami i czekają, aż w domu pojawi się jakieś dziecko (z rodziny) i się nimi trochę pobawi... Dollfie i Momoko - za drogie, nie w moim guście... Tonner - poza wyjątkami (jak Scarlett'ki czy Edward i Bella z Twilight'u) też mi "nie leżą"...
Jednak Barbie to Barbie... ;)
Dokładnie :]
ReplyDeleteU mnie belly-button leżą i czekają, aż komuś się spodobają na Allegro, może z wyjątkiem jednej, której twarz mi się podoba (wyjątek ^^). Ona czeka, aż odważę się spróbować przełożyć jej tą główkę na ciało Fashionistas ;).
Ja też nie lubię My scene... ale pewnie dlatego, że wszędzie ich pełno i tak mi się opatrzyły. Tak samo z Simbami. A przecież to piękne lalki....Gdy za jakiś czas nie będą dostępne na rynku na pewno wszyscy za nimi zatęsknimy...
ReplyDeletelilavati112
Co do Simby dopuszczam taką możliwość ;), bo obiektywnie patrząc, nie są brzydkie (sama się właśnie przełamałam i zanabyłam jedną, ale tylko i wyłącznie dlatego, że to Pocahontas, a jak już chyba wiadomo, mam fioła na punkcie NA ^^). Natomiast My Scene pozostaną dla mnie koszmarkiem, nawet gdyby je za 20 lat można było zobaczyć tylko w muzeum ;).
ReplyDelete